Blog,  introwertzm

dilemma

To niesamowite być dla kogoś inspiracją.
I też miłe jest, gdy ktoś identyfikuje się z twoim pomysłem.
Przestaje być miło, gdy wrasta w ten pomysł tak bardzo, że zaczyna nim żyć, przedstawiać jako swój, a co gorsza wierzyć, że naprawdę jest jego autorem.

Nie mam już ośmiu lat, aby cieszyć się tym, że pani w klasie pochwaliła mnie za dobrze wykonane zadanie. Mam za to silne przeświadczenie, że nic się nie zmienia i się nie zmieni.
Zamykam się na klucz, bo szkoda moich pleców, by były dla kogoś trampoliną.
Ale to jeden koniec kija.
Przysiadam w drodze do domu pod romańskim kościołem. Przysiadam, bo tam zawsze wszystko wydawało się być proste, mimo iż nie było. Tam się rozjaśniało i wygładzało.
Obmyślam strategię.
Z jednej strony mogę na złość mamie odmrozić sobie uszy. Z drugiej powiedzieć sobie, że cel uświęca środki.
Tym środkiem będę ja sama.
Drugi koniec kija pachnie marchewką. Polecenie służbowe, które zawsze chciałam otrzymać. Ale nie na tym stanowisku. Polecenie wybiegające w siną dal za moimi godzinami pracy i zakresem obowiązków. Polecenie, którego wykonanie może dać mi wiele, ale nie zmieni mojej sytuacji, jako pracownika. Jeśli odmówię, stracę możliwość sprawdzenia, czy rzeczywiście jest to coś, czym mogłabym zajmować się gdzieś indziej. Jeśli się zgodzę, to po raz kolejny pokażę, że można mnie wykorzystać i zrzucić na moją głowę wszystko.
Sytuacja o tyle dobra, że godząc się nie tracę nic. Jeśli się uda to dobrze, jeśli się nie uda, nikt nie będzie mógł mieć do mnie pretensji – bo to nie moja działka.
Przysiadam przed romańskim kościołem. Na kolanach zielona teczka – publikacje, które obiecałam sobie samej przeczytać, by wiedzieć i rozumieć więcej. Bo nagle, siedząc nad rzeką na literę O, widzę trzecią drogę, bez odmrażania uszu i bez strat we własnych środkach. Ale tym razem drogowskaz nie może wyjść, po raz kolejny, ode mnie. Wiem, że muszę być jak Tommy Lee Jones w Ściganym ale obawiam się, że w decydującym starciu będę Don Kichotem.
Niezależnie od tego, który koniec kija przypadnie mi w udziale, którą ścieżką w rezultacie będę szła, pewne jest tylko to, że w między czasie utoruję sobie drogę do wyjścia ewakuacyjnego.
Kartkuję Dąbrowskiego: Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi za wasz lęk przed absurdem istnienia i delikatność niemówienia innym tego, co w nich widzicie, za niezdarność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością, za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego, za nieprzystosowanie do tego, co jest a przystosowanie do tego, co być powinno.
Tak. Czuję się pozdrowiona.

18 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *