filandia
Gdzieś w Zachodniopomorskim PKS zwolnił gwałtownie, co wzbudziło moją czujność. Przed nami jechał kombajn. Spojrzałam przez nagrzane słońcem okno i wbiłam spojrzenie w owoce jarzębiny.
Kombajn. Jarzębina.
Dotarło do mnie: schyłek lata. A dla mnie lato dopiero się rozpoczęło wraz z końcówką drugiego tygodnia sierpnia. Rozpoczęło i w mojej świadomości miało trwać dokładnie tyle, ile to kalendarzowe. Choć to nieprawda.
Lipiec przeleciał mi gdzieś przez palce. Przybrał formę nadgodzin i był niemal niezauważalny.
W lipcu przywiozłam sobie z delegacji smaki dzieciństwa. Żelki Haribo – które teraz można kupić wszędzie, a które kiedyś jadłam przez niemal miesiąc, po jednym każdego dnia, bo nie miałam krewnych w RFN i to mogła być paczka z serii once in a lifetime (myślę, że dlatego tak bardzo lubię żelki) – i Kocie języczki, z których kiedyś zostawiłam sobie opakowanie i traktowałam jak relikwię i przez cały, tegoroczny lipiec tak bardzo to przeżywałam, że znów je mam, że po otworzeniu paczki w sierpniu okazało się, że upały roztopiły najpyszniejszy smak czekolady z dzieciństwa. Nauczka: korzystaj z chwili, nie odkładaj na później. A na pewno w nie nasłonecznione miejsce.
Berlin drży pod moim ciałem, przejeżdżąjącymi wagonami metra, gdy leżę na trawie obok fragmentów muru i nie mogę dojść do tego, po której leżę stronie? Nie sądziłam, że Berlin tak mocno mną ruszy, uwolni wspomnienia, o których nie wiedziałam, że są. Nie sądziłam, że pomoże znów doceniać. I po prostu się cieszyć.
W międzyczasie miałam 34 urodziny i dość jasną wizję przyszłości. Objawił mi się też wzór i fragment mojego ciała na kolejny tatuaż. I to wszystko tego jednego dnia. Wzruszyłam się na koncercie pewnego aktora i jego córki a potem dwa dni płakałam na wspomnienie pewnego filmu.
W międzyczasie zrobił się sierpień, opadły mi ręce i poczułam ogromną bezsilność w odpowiedzi na międzyludzką nielojalność. Początek sierpnia zjadł mi nerwy a w rozmowie osób trzecich zostałam nazwana do spółki gwiazdą, co uważam za dowód niezwykłego uznania mojej skromnej osoby i jej zawodowych wysiłków. Z drugą gwiazdą świecimy, więc bardziej niż dotychczas prosto w dwulicowe oczy. Już dawno nic mnie tak nie uderzyło,więc w międzyczasie dostałam kolejną lekcję z międzyludzkich zachowań i straciłam złudzenia.
Nigdy nie odliczałam tak zawzięcie do urlopu i nigdy nie wzięłam go sobie tak długiego jak teraz.
I tak znalazłam się w PKSie w drodze nad morze do Rodzicieli i M-ki, gdzie dotarło do mnie, że kończy się lato i że to moja pierwsza, samotna podróż od, zdaje się, pięciu lat. Kierowca PKSu mówi do mnie per ty, więc się jaram, że wyglądam o 10 lat młodziej. Rodzona matka poznaje mnie po walizce. W rozpuszczonych włosach, bez makijażu, w szortach i w przeciwsłonecznych okularach podobno wyglądam jak gówniara, Chociaż według mnie, to przez różowy plecak i neonowe paznokcie. A M-ce słońce rozjaśniło pięknie włosy.
W najgorętszy sierpień jaki pamiętam, czytam najsmutniejszą książkę, jaką miałam w ręku. Siedzę z rodzicami i z M-ką na trawie i słuchamy koncertu szant i piosenek Okudżawy. Niemal wszyscy znają je na pamięć. Na sam koniec M-ka idzie po swoje pierwsze w życiu autografy.
Włosy plączą mi się w nadmorskiej wilgoci tak, jak chcą i uwielbiam słoność moich warg. Pierwszy raz skaczemy całą czwórką przez ogromne fale i myślę, że po prostu lubię spędzać z nimi czas. Zawsze lubiłam. To szczęście czuć się dobrze z własnymi rodzicami. Znów kręcę króciutkie filmiki, jak dawniej i czuję spokój, którego mi brakuje.
Patrzę wokół siebie i jak nigdy wcześniej, tak mocno dotyka mnie przemijalność, jakby trzymała mnie za rękę.
Nabieram życie całymi garściami.
M-ka idzie do szkoły i już nic nie będzie takie samo.
Nie będzie już takiego lata.
Bo najpiękniejsze jest teraz.
Za rok też będzie.
Choć inaczej.
10 komentarzy
zenobia kartofel
Ładne to Twoje lato. Wiesz, prawie poczułam tą słoność, fale i jarzębinę.
Jaka książka jest najsmutniejsza dla Ciebie? I – koniecznie opowiedz, jaki tatuaż! 🙂
Katie
Moje lato jest spokojne i zwyczajne i chyba w tym jest jego siła 🙂 Na razie najsmutniejsza to '13 pięter'. Jeszcze nie skończyłam, ale olbrzymi smutek jest od pierwszego zdania. Tatuaż niezwykle banalny… po prostu orle pióro, ale cholera… takie to moje! 🙂
lewkonia
Kochana, pozwole sobie skomentować tylko kawalątek tego posrta: JAK TO "MIAŁAM URODZINY"????? A nie masz ich czasem pojutrze? Cały czas sobie jak mantre powtarzam ?" 25 sirepnoia, nie zapomienieć" No ale my obie przecie lwy, to ja już zgłupiałam. A poza tym, Droga K, nie wiem, czy umiesz policzyć, ile lat już do siebie piszemy, a raczej ostatnio pisujemy?
Boże, natychmiast szukam czegoś do wyrycia prawidłowej daty urodzin Katie, najlepiej nad biurkiem, bo już wszystko mi się pomerdało. Wybacz i zadaj mi pokutę, ale podpowiedz, kiedy to ?????
I cieszę się, że masz tę odrobinę lata z rodzinką nad morzem, gówniaro Ty :))) Kartkę urodzinową wyślę Ci do domu :)))
annajulia.blog.onet.pl
A wiesz, że ja dzisiaj poczułam leciutki zapach nadchodzącej jesieni? Nawet pomyślałam coby popełnić na tę okoliczność króciutki tekścik. Niestety, nim się zwlokłam za balkonowego fotela – przeszło mi.
Pozdrawiam urodzinowo, niezależnie od tego czy były już czy dopiero będą i ściskam w pasie.:-)
Acha.. i dzięki za Świetliki i Bogusia.
Katie
Kochana, zgadza się data dzienna, miesiąc wcześniej 😉 Ale nic to, ja przez niemal cały czas z uporem maniaka upycham Cię też na sierpień 😉 Z liczeniem to u mnie średnio, jak wiesz, ale coś mi wychodzi, że dyszka stuknęła? (Ojej?!)
Tymczasem z gór pozdrawiam 🙂
Katie
Na końcówkę lata zahaczyłam o góry. I to jesień czuć już pełną piersią. Zżera mnie ciekawość, cóż to za teścik miałby być? 🙂
Dziękuję, proszę bardzo i ściskam 🙂
lewkonia
Tak, Drogi Kasiulku. Dziś mija równiutko 10 lat, wypada sobie chyba powinszować STU lat :)))))) I jakoś to uczcić:)))) Na razie wirtualnie ściskam, ale może będzie okazja na osobiste buziaki:))))
Katie
Nie wiem kiedy to minęło 🙂 Tak szybko bardzo i ta pełnie i pięknie 🙂 Mam nadzieję, że szybko uda nam się spotkać 🙂
paczucha
Niestety ogłaszam dzisiaj, że jest już wrzesień:(
Katie
Zawsze wrześnie lubiłam. Ale na ten się nie cieszę.