okno, kwiaty
Blog

groove is in the heart

Do wiosny zostało 24 dni.

Las pod domem wypaca z ziemi zimę i pachnie zapowiedzią wiosny. W krzakach puste gniazda czekają aż się wypełni. I ja też czekam, aż przebiję się, jak źdźbło trawy przez ciężką ziemię, na zewnątrz do słońca i miasta. Będą dłuższe spacery i cieplejsze dni i będą ławki, na których  można usiąść z książką. I będzie Mała Zo, która zacznie już dostrzegać, że świat, to trochę więcej niż twarz mamy. Ale to za chwilę.

Na razie jeszcze na poły w zimowym śnie, na poły w zakochaniu tym nowym życiem, które zachwyca każdego dnia, które chce się zatrzymać tylko dla siebie, rozciągać w nieskończoność, jak wątki w Modzie na sukces i trwać w tym najmniejszym z możliwych światów. Trochę zamotana w grubym swetrze, trochę zamotana w matczynych emocjach, zamknięta dla świata, bo wszystko, co najważniejsze mieści się na kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Wyściubiająca nos przez okno, bo jednak trochę tam ciągnie i chciałoby się wykrzyczeć to wszystko, co się w sobie ma, co już się trochę nie mieści w tych czterech ścianach, do ludzi, tam po drugiej stronie.

Na większość z chwil przestrzeń skurczona do musztardowego fotela, z którego z dziedziczką przy piersi zarządzam niczym królowa. Wydaję polecenia, na przemian z uśmiechami, wysłuchuję głosu ludu o szkolnych niesprawiedliwościach i tanecznych sukcesach, udzielam nagany poddanym kotu i psu, skazując ich na pięciominutowe potępienie w moich oczach.

Przy okazji myślę, że chyba znów trochę dziczeję i zamykam się w sobie, choć w sytuacjach domowych jestem beczką śmiechu, taką co toczyła się naturalnie przed laty każdego dnia. Drugi człowiek znów napawa mnie niepokojem. Trochę się wycofuję. Czasem, w tym fotelu, korci mnie, by zabrać głos. I gdy już wstukam w odpowiednie okienko swoje przemyślenia, to analizuję, a potem literka po literce usuwam każdą myśl, bo może ktoś pomyśli, że jestem głupia/nudna/niezabawna/ograniczona. Ciekawe, że nigdy w tej analizie nie pomyślałam, że gdy wcisnę enter, to ktoś może uznać, że jestem mądra/zabawna/kreatywna/utalentowana/sympatyczna. A ciekawsze jest to, że znów ważniejszym staje się to, co pomyślą inni (niezależnie czy dobrze czy źle), niż to, co myślę ja. Stresuję się, że ludzie nie będą dla mnie mili. Tak, z tym nadal nie potrafię sobie poradzić.

Podobno stajemy się wypadkową 5 osób, z którymi najdłużej przebywamy. To one  mają wpływ na to, jak postrzegamy siebie i świat.  Mam wokół siebie 5 istnień: moje córki (gdy to mówię, mój chory mózg zawsze dopowiada: krowy), M. który jest jak niedościgniony sen i zbyt krótki weekend. Kot, który zakrada się do mnie nocą, by zamruczeć od ucha i ułożyć w wolnym fotelu. Pies, który z racji posiadania krótkiego ogona jest posądzany o jego brak, stąd macha całym sobą za każdym razem, gdy się ruszę.

Mała Zojka to moje niedospanie, niedojadanie, nieuczesanie, emocjonalne rozchwianie od euforii po bezradność, niewyobrażalne szczęście i odbezpieczony pistolet przy skroni, ten lęk znany tylko rodzicom, który pozostaje już na zawsze. Dzięki Zo jestem kreatywna jak nigdy, ale nie w metaforach i powalających kadrach, tylko w  sposobach na bezszelestne poruszanie się po mieszkaniu, usypianiu, zabawianiu. Jestem wypadkową M-ki, jej szkolnych zmagań i niewyobrażalnego ciepła i dobra, które mieszka w jej oczach. Jej cierpliwości i zrozumienia i tego szaleństwa, które zdecydowanie ma po mnie. Jestem zwolnieniem z obrotów wraz z przekręceniem klucza w zamku po osiemnastej, świadomością, że wszystko jest na swoim miejscu. Jestem swoim tańczącym psem na każdy sygnał z zewnątrz. Swoim kotem, który bezpiecznie czuje się nocą.

Ale mój nastrój to też bohaterowie seriali i książek – jestem przygnębiona, gdy idzie im źle. Jestem mieszanką fajnej Michelle, choć w słowach ghostwritera, poplątanej MeredithLorelai, do której znów wracam, bo – oprócz oczywistych oczywistości – jest w niej o wiele więcej mnie niż w Kocie z Cheshire. I daję słowo, że zaczynam uśmiechać się delikatnie, jak Magda Mołek w Roli Głównej a kolejne wywiady pokazują mi, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami. Jak mrówki niosące ziarenka piasku tych samych lęków, kompleksów, nadziei i marzeń.

Do wiosny zostało 24 dni.

Wciąż nie wiem, czym zakwitnę, ale wiem, że będzie pięknie.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *