macierzyństwo, pole, jestem, chustonoszenie
Blog,  introwertzm

hoppípolla

Siedząc na skraju lata i krawężnika wyciągamy przed siebie nogi, by złapać na nie jeszcze kilka promieni. Tym razem lody mają smak bananowy.

I kiedy tak siedzimy razem na tym krawężniku i patrzę na nasze nogi, to nie mam złudzeń – ma je po mnie. Nawet nie o długość ich chodzi, ale o tę ilość siniaków, która u niej wygląda normalnie a u mnie nie na miejscu, ale w obu przypadkach ma swój początek w charakterze.  27 lat aż tak wielkiej różnicy nie robi.

M-ka powoli zaczyna zamartwiać się wrześniem a ja wraz z nią. Koniec roku szkolnego w pełni zaczęłam doceniać  będąc matką.

Czytam, że najczulej o dzieciach myślimy, gdy obserwujemy je podczas snu. Wtedy nadchodzi przypływ bezgranicznej miłości i czułości i jest w tym jakiś absolut. To prawda, ale nie tylko wtedy. Kiedy obserwuję, jak zatapiają się w danej chwili i stają się tylko tym, co robią, to wiem, że dla nich wszystko. Zaraz potem myślę, że dla mnie też musi starczyć w tym wszystkim miejsca.

Cygańskie dziecko i dziecko huba. Jak dzień i noc z jednej matki.

| K O K O N Y

Babcia Lucy uczyła mnie, że o swoje trzeba walczyć. Jej żywiołowość i energia miały inny blask niż zasady i porządek, które wpajała mi Babcia Mary (co ciekawe i ona była żywiołowa i pełna energii, ale przekuwała je w biżuterię innego typu).  I pewnie tym można tłumaczyć moje sprzeczne zachowania. Uczyłam się różnic między pracowitością a pracoholizmem, braniu spraw w swoje ręce i robieniu swojego w pokorze, o pewności siebie w skromności i  czekaniu na swoją kolej.

Obie dziwiły się, że zawsze jestem z boku, ostatnia wśród bandy kuzynów po cukierki. A ja zwyczajnie nie lubiłam słodyczy.

Nosiłam ubrania ciepłe i grube i miałam ścinaną grzywkę, by było praktycznie. Wracając autobusem z przedszkola, gdy ziemia śmierdziała już wczesną wiosną, pociłam się w czapkach i szalach bez zająknięcia. I w ciszy siadałam w kuchni na taborecie a srebrzyste nożyce precyzyjnie ścinały moje wyobrażenia o innej formie.

Bo ty rzadko mówiłaś, że coś chcesz. Ale jak już mówiłaś, to wiedziałam, że chciałaś całą sobą. 

Nadal rzadko o tym mówię. Po prostu robię.

| K O N T U R

W kasetce jeden perłowy cień i kilka w ciemniejszych odcieniach ziemi oraz skał. Brązowa kredka, brązowy tusz (i jak bardzo irytuje, gdy za każdym razem przy kasie pytają, czy ten tusz to na pewno ma być brązowy. To jak lekarze wpisujący co wizytę w dokumentację medyczną o krzywej przegrodzie nosa. Tak, brązowy i tak, wiem, udało mi się to przepracować, ale to nie powód, by przypominać mi o tym drukiem). To rzeczywiście prawda, że im dalej w las, tym malujesz się mniej. Jakby nie było już trzeba barw ochronnych i tych odwracających uwagę od rzeczy prawdziwych.

Mary zaznaczała tym jednym kolorem usta, Lucy do dziś podkreśla brwi. Ja zaś rzęsy.

Jakiś czas temu 1800 zzs i opinia o pogłębionej psychologii. I może właśnie na tym polega moja siła. Widzę to w bohaterkach, które stwarzam, widzę to w sobie.

Kiedyś stawałam się od łyka kawy, od kreski nad linią rzęs i powieki z jaskrawym cieniem.  Teraz czuję swój kontur, nie muszę dookreślać go czymś zewnętrznym.

Pełnia księżyca w Wodniku każe mi malować ściany do połowy i sadzić szczepki, które już dawno wypuściły korzenie, coś przesunąć, coś zacząć, ruszyć z miejsca. Także mentalnie.

Uciekam w las. Emocje i zdarzenia zatrzymują się we mnie, jak szum morza w muszlach.

Z gór wywożę niedosyt, tęsknotę i myśl, której może zazdrościć mi każdy coach. Może nie jest zbyt poprawna, ale w swej prostocie trafia w sedno i jest zupełnie darmowa: durniejsi od ciebie [tu wstaw dowolną czynność], więc i ty też dasz radę.  

| W A R S T W Y

Wychowanie, kultura, społeczeństwo, ja sama, wmówiliśmy mi moją skromność i brak pewności siebie. Jakby moje miejsce w świecie zupełnie mi się nie należało i każdym swym słowem, gestem, decyzją a nawet wrzuconym zdjęciem, musiała uzasadniać swoje bycie przy jednoczesnym przepraszającym dygnięciu.

Tylko, że to już nie jest prawdą. To jak zły nawyk, którego już nie czujesz, ale powtarzasz bezwiednie.  A przecież już od dawna rozbieram się z tych warstw, wyobrażeń, mylnych interpretacji, szalików i grzywek. I coraz bardziej widać mnie, wręcz bezwstydnie, z każdym kantem i niedoskonałością, z blizną i tym, co każde odwrócić się za mną, co przyspiesza tętno, co czyni nudną i interesującą do granic.

Porządkując swoje stare wpisy, widzę, że rozbierałam się tak bardzo powoli i metodycznie, że ledwo zdawałam sobie z tego sprawę,  myśląc, że dalej jestem w tym autobusie, na tym taborecie, choć z torebką cukierków w kieszeni.

| K A L E J D O S K O P

Rozmawiałyśmy z T o tym, że każdy twórca informacji znajdzie swojego odbiorcę. Większość odbiorców przeskoczy z niej do następnej, w żaden sposób nie wykorzystując zdobytej wiedzy w codzienności. Nie tylko dlatego, że informacja okazuje się zupełnie nieprzydatna, ale również z tego względu, że w poszukiwaniu kolejnych lifehack-ów na praktykę zwyczajnie nie ma czasu.

Mała Zo łapie świat zachłannie – dosłownie sięgając po wszystko, co zobaczy i metaforycznie rozszerzając stalowe oczy z zachwytu. Przetwarza swoje doświadczenia i testuje oderwaniem kolana od podłogi, rzuceniem piłką w do psa, zabawą w echo na schodowych klatkach.

Mała Zo kocha drzewa. Śmieje się, gdy je widzi. Zastyga w zachwycie gdy pulchną dłonią dotyka ich kory, w olśnieniu odkrywając inną fakturę każdego z nich. I ja w tej fascynacji mogę trwać.

A gdybym bawiła się w napisy na ścianach, to napisałabym, że w tym domu nie myjemy luster, bo i je Mała Zo sprawdza haptycznie zostawiając ślady swych oniemiałych palców.

Mój mózg jest najszczęśliwszy, gdy przyswaja nową wiedzę. Widzę to, jak feerię barw rozlewającą się po jego powierzchni, jak taniec z najlepszych musicali, od którego nie można oderwać wzroku. To dźwięk uwalnianych zapadek, gdy jedna informacja w biegu chwyta za palce drugą, a potem następną i kolejną unosząc się coraz wyżej, mieniąc jak najpiękniejsze kalejdoskopy z dzieciństwa. Może właśnie to miał na myśli M mówiąc, że gdy myśli o moim wnętrzu, to widzi festiwal kolorów.

Uwalniana przez 30 dni dopamina upomina się o kolejną dawkę wiedzy. Ale ja daję jej się uleżeć, znaleźć przejścia, mienić się pośród tego wszystkiego co znam, nim ruszę dalej.

| C E N T R U M

Można pomyśleć, że jestem jeszcze bardziej z boku niż zwykle, a tak naprawdę jestem w samym centrum wydarzeń tego, co najważniejsze. Środek ciężkości wypada teraz gdzieś pomiędzy przerywanym snem i bezgranicznym zaufaniem. Uczę się Małej Zo, bo na tym etapie moje życie jest tu dla niej. Ale czasem moje kontury dłubią palcem w  kokonie i sięgam. Bo choć  serendipity monthly mogłoby sugerować, że tylko beztrosko trwonię czas, to jest to jedynie skromny wycinek życia.

Jesteś tak spokojnie zdeterminowana. Osiągasz cel, bez robienia szumu wokół.

Jestem, bo i od Lucy i od Mary przejęłam to, co najważniejsze.

 

zdjęcie @rosiczka1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *