Blog,  introwertzm

in the shadow

Otwieram oczy o drugiej w nocy i jeszcze przez kilka pełnych obrotów wskazówek przewracam się z boku na bok. Zniecierpliwiona, przestraszona i zlana zimnym potem. Gdy otwieram zmęczone powieki, niebo wciąż ciemne, ale budzik oznajmia, że oto rozpoczął się dzień. A ja nadal zniecierpliwiona, przestraszona, otulona zimnym potem.

Dokładnie wiem,  jak powinnam się zachować: mam być opanowana, uprzejmie miła ale z dystansem, spokojna i skupiona na zadaniu. Nie mam się dać wciągnąć w manipulacyjne sidła i mam nie być pionkiem w emocjonalnych grach. Asertywna i zdecydowana. Po prostu: mam być dorosła.
Wydaje mi się, że mogę być. Ale o drugiej nad ranem budzi mnie obawa, że w swojej bezsilności mogę być dzieckiem. Nie wiem jeszcze jakim: czy tym rozkapryszonym, co tupie nogą, gdy nie może pojąc tego, co wokół? Czy może tym, karnym, które spuści głowę w poczuciu wmówionej winy i jawnej niesprawiedliwości?
Przy drugim łyku kawy myślę sobie, że to wszystko, to jedna wielka bzdura, którą nie warto odejmować sobie pół nocy snu. Co więcej myślę sobie, że im więcej myślę o tym, tym ważniejszym to czynię. Tym bardziej karmię ten fragment życia, od którego chcę być wolna.

Znów skurczyłam się w sobie. Uciekłam do własnego, bezpiecznego świata. Zamknęłam w czterech ścianach mieszkania i w słowach kierowanych do domowników. Rozsiadłam się wygodnie i ciężko było wystawić mi stopę za próg domu i siebie samej. Sparaliżował mnie strach przed tym, co na zewnątrz.
Nie, nic się nie stało. Mam się całkiem dobrze. Zwyczajnie odłączyłam się od biegu wydarzeń i sieci. Podłączyłam do biegu swoich myśli i domowości.
Ale już czas wrócić, zwłaszcza, ze coraz głośniejsze i bardzo zniecierpliwione jest kołatanie zewnętrznego świata.Tym trudniej, że zupełnie nie mam na to ochoty.

Jak dobrze, że jesienne poranki są wypełnione wschodem słońca.
Po brzegi.

10 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *