karmelove
Ulubiona herbata w kubku stawianym bez słowa po prawej stronie skoro świt i w późną noc.
Lub herbata w ulubionym_nie_przeze_mnie kubku stawiana bez słowa po prawej stronie.
Książki, które pojawiają się jak niezapowiedziani goście, o których myślało się czule.
Ptasie mleczko bez wyrzutów, że zniknęło w mgnieniu oka.
Delikatne zabranie z dłoni czytnika, nad którym się usnęło przy drugiej linijce.
Przykrycie kołdrą za każdym razem, gdy wysuwam spod niej stopy, bo zbyt gorąco.
Karmienie, gdy którąś godzinę z rzędu dziecko je przez sen w ramionach.
Przekazywanie Zo bez słów, gdy już ręce drętwieją.
Miłość zamknięta w gestach, w przyciemnionym świetle, w zajęciach codzienności, bez zbędnych słów.
Cięte kwiaty i cięty dowcip.
Dygoty i dreszcze. Nuty i wiersze.
Góry literatury.
Śmiech, w środku sprzeczek o nic i o wszystko.
Zdań potoki i dobra cisza.
Ta sama prędkość mimo różnic.
Z serialem oglądanym raz na tydzień po minucie, bo tyle wątków nasuwa się, gdy w tym samym czasie siądziemy.
Pocztówki ode mnie z codzienności, z nawiązaniami do popkultury, których uczysz się czytać.
Osobni z częścią wspólną na granicy mojej introwersji i Twojego ekstrawertyzmu.
Czasem z przeciąganiem liny, ale nigdy o krok za daleko.
I nie za słodko.
Z tą moją niewygodą, gdy nie mogę zasnąć, gdy czytasz w pokoju obok.
Że nie przeszkadzam w bieganiu, a Ty nie komentujesz ilości sukienek w szafie.
I że najpiękniejsze słowo to dzieci.