Bez kategorii

my favourite part

Zastygnięte rozkruszyło się. Niewykonalne zrobiło się. To, co utknęło, ruszyło przed siebie. Smutne wybuchło dziecięcą radością i śmiechem prosto z przepony. Powywracane wróciło na swoje miejsce. 
To jednak prawda: z grudniem zaczyna dziać się magia. Od pierwszej strony kalendarza.
Może się starzeję, a może teraz jeszcze bardziej wyczulona jestem na wszelkiego rodzaju przejaśnienia. Atmosferyczne, emocjonalne, mentalne i egzystencjalne. 
Bo wzruszył mnie pierwszy śnieg i list M-ki do Świętego Mikołaja. Pakowanie odpustowych pierdółek do adwentowego kalendarza i wieszanie bałwanów na srebrnej nitce podwieszonej u sufitu. 
Bo rozpłynęłam się w smaku waty cukrowej i gorących kasztanów. Uniosłam zapachem prażonych orzechów i przypraw korzennych. Wśród tysiąca lampek typu LED rozświetliłam wewnętrznym blaskiem z tego, że jestem. Taka a nie inna. Tutaj a nie gdziekolwiek indziej. 
Paradoksalnie grudnie są ciepłe. Tak od wewnątrz.
A wieczorami nieskrępowanie tańczę do Joss. W każdym wydaniu. Tak, jak kiedyś.

12 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *