Bez kategorii

no more drama

Tuż obok mojego domu, nad melioracyjnym rowem, który można pokonać jednym susem, jest kładka. Kładka, jak kładka. Rachityczna. Zbita z iluś tam, zbutwiałych już, desek. Tam się któraś łamie, tam kruszy, trzeszczy. I od wielu lat ktoś niestrudzenie tę kładkę naprawia dobijając do niej kolejne deski, które po jakimś czasie się łamią, kruszą, trzeszczą, butwieją. Od wielu lat ktoś wkłada swoją energię i wysiłek w to, aby ta kładka trwała i pełniła swoją funkcję, bo jest tam potrzebna. A kładka ugina się od ciężaru stóp i psich łap, wypacza.Coraz mniej przypomina siebie, coraz rzadziej może realizować to, co określa jej zasadność i istnienie.
Myślę, czasem warto pozwolić konstrukcji, aby się załamała a nie utrzymywać ją sztucznie przy życiu. Zwłaszcza wtedy, gdy co rusz i coraz częściej trzeba nadawać jej dawną formę, która i tak nie będzie już tym, czym była. Czasem chyba lepiej odpuścić. 
Myślę sobie, że teraz mogę. Mogę załamać się tak zwyczajnie, zupełnie naturalnie wyrzucając z siebie to, co się złamało, ukruszyło, pękło. I budować od nowa silniejszą siebie. 

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *