Bez kategorii

powierzchnie tnące

Czasem przestaję trzymać pion. Zostawiam za drzwiami uśmiech, który tak często mi nie leży. Wszystko to, co muszę, co powinnam, to, co wypada. Zwyczajnie sobie odpuszczam. Siedzę w dresie i boczę się na świat. Mam swoje kilkuminutowe bunty dwulatka, w których odgradzam się od wszystkiego zewnętrznego, co testuje moją cierpliwość i wytrzymałość. A potem idę spać. 
Lubię swoje sny. A raczej siebie w tych snach. Noszę w nich długie, białe sukienki, czarny płaszcz, a włosy mam nieuczesane. W tych snach robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Zamykam rzeczywistość w czarno-białym, krzywym kadrze i czuję wtedy niesamowitą zgodność ze wszystkim, co wokół mnie. W tych snach skupiam się na tym, co widzę. Na tym, jak ja to widzę. Po przekątnej, fragmentarycznie, od dupy strony. Ale po mojemu. Nie rozszczepiam się, tak jak na jawie, na tysiące myśli i form.  Tnę przestrzeń w kwadratowy obrazek. Nic nie tnie mnie. Nic nie tnie czasu, chęci, nie ścina dobrych myśli i radości, która wciąż we mnie jest. Konstruuję swój własny świat, dokładnie tak, jak sama tego chcę. 
A potem się budzę. Zamiast białej sukienki zakładam skorupę i przedzieram się do zmroku przez powierzchnie tnące. I tylko włosy mam nieuczesane. I coraz mniej pionów w sobie. 

16 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *