Blog,  introwertzm

Przyjmij brak

Odczuwasz brak tego wszystkiego, co było oczywiste, dostępne na wyciągnięcie ręki, o czym nie musiałeś myśleć, co brałeś za pewnik. Zapomniałeś, że to oczywistość najbardziej nas oślepia?

Rzeczywistość powiedziała: sprawdzam, a ja zrozumiałam, że latami budowałam swoją bezpieczną bańkę.

Taką, w której nie dotyka mnie zbytnio to, co na zewnątrz.

Taką, w której otulam się kołysankami dla dorosłych, kartami książek i światem kinematografii.

Taką, w której niedziele pachną goframi, a cały dzień składa się z łapania ku pamięci uśmiechów i pierwszych razów Małej Zo.

Jeśli moja pokręcona osobowość i wewnętrzne wyobcowanie miały się do czegoś przydać, to jestem pewna, że do przetrwania, względnie spokojnie, tego czasu kawarantanny i związany z nią powszechny brak.

Czuję brak drugiego człowieka. Jego uśmiechu, gdy mijamy się na ulicy i przepuszczamy w kolejce. Pytania o drogę, na które nigdy nie umiem udzielić precyzyjnej odpowiedzi.

Brakuje mi tego, by nie przenikać, by się nie bać.

Myślę o tym, jak ucieszę się, gdy będę mogła znów usiąść na ławce i poczuć wiatr na skórze. Zapach wiosny. Bo to będzie jeszcze wiosna, prawda?

Jake dobre i zupełnie inne będzie przytulenie się do rodziny i przyjaciół, gdy się w końcu spotkamy. Gdy na ich twarzach zobaczę zmarszczki i piegi zamiast pikseli. Gdy poczuję ciepło ich skóry, zapach i żywy głos tuż nad uchem.

Jak pyszny będzie smak lodów, z tej kawiarni, do której chodziłyśmy z M-ką kilka razy dziennie. Bo wierzę, że wciąż tam będzie. I jak wielka będzie odroczona pierwsza radość Małej Zo w piaskownicy, na którą przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Czasem chciałabym wi(e)dzieć trochę mniej, trochę wolniej składać fragmenty układanek i nie umieć wyciągać wniosków. Widzieć to, co pod samym nosem, siedzieć w tej bańce (jak się okazuje, nie aż tak bardzo szczelnej), nie dać się pochłaniać tej fali wzruszeń i bólem na myśl o innych.

O tych, którzy dają z siebie tak wiele, by ratować życie i zabiezpieczać naszą codzienność. Tych, za którymi tęsknią dzieci i bliscy. Tych, którzy żyją w przemocowych domach, dla których 4 ściany są piekłem. Tych, którym świat rozsypał się z dnia na dzień.

Bo najbardziej boję się wszystkiego tego, co przyjdzie potem. Gdy już wszyscy opuścimy swoje mieszkania i wizje naszego świata.

Tak, w swej naiwności wierzę, że będą i tacy, którzy przewartościują swoje życie.

Wdzięczność i pokora, to dwa słowa, które towarzyszą mi przez całe dnie. Patrzę na swoją bańkę i moje stado w niej i – jak nigdy wcześniej – wiem, że mam prawdziwe szczęście, że moje życie jest właśnie takie, jakie jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *