Bez kategorii

see the day

Lubię ten moment, gdy przekręcam kluczyk w stacyjce. Im dłuższa trasa przede mną, tym bardziej lubię. A jeszcze bardziej, gdy mogę jechać bocznymi drogami albo wśród lasów. Klikanaście dni temu, 120 kilometrów samotnej, dobrej podróży. Tylko ja, droga i radio. Gdy tak sama jadę, to drę się niemiłosiernie do wszystkiego co leci, wystukuję rytm na kierownicy, mając gdzieś to, jak głupio i śmiesznie przy tym wyglądam, bo czuję się taka spokojna i wolna.
Podejrzewam, że straż miejska przyśle mi niebawem fotę z mojej ostatniej trasy koncertowej.

Ale lubię też być pasażerem. Lubię, jak wiatr rozwiewa moje włosy i lubię opierać się brodą o kolano, patrząc na wszystko to, co mijam. Co chwila coś mnie zachwyca, zaskakuje i zastanawia. Myśli i emocje mkną szybciej niż wskazówka na prędkościomierzu. Łapię kadry zdjęć, których nie zrobię i całkowicie poddaję się chwili.
Zawsze też wystawiam rękę przez okno. Bawię się myślą, że to ja opuszkami swoich placów rozmazuję zieloność drzew i puszystość chmur. Pozwalam promieniom słońca przepleść się między palcami. Lubię czuć opór wiatru na skórze. Kula powietrza zatrzymana w dłoni.
Co widzi twoja ręka? – pyta M-ka, więc opowiadam o tym wszystkim, co właśnie we mnie gra i tańczy. Te chabry przy drodze, ta aleja gęsto porośnięta topolami, które niezmiennie wywołują u mnie drżenie. Te ogromne liście łopianu przy strumieniu, stado gęsi i stara studnia w jakiejś zagrodzie.

Wśród kolorowych parasoli spocone ciała dyszą ciężko, jak u ryb wyrzuconych na brzeg. W usta wpływa tylko żar lata a powietrze pachnie olejkiem do opalania. Pływamy z kaczkami i kijankami i biegniemy za motylem. Opalam się, jak krowa na rowie. Jak krowa, bo w łaty. Jest spokój, radość, piękno i mądrość gór dookoła.
Wszystko to, czego mi brak.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *