Bez kategorii

summertime sadness

Czerwce obtarły mnie wszystkimi butami, a każde powietrze, przez każde 30 dni, nie wiedzieć czemu, pachniało rumiankiem. Tuż za uchem. 
Była zbyt krótka plaża i był Berlin i nawet jeden most w Poczdamie. 
Była lista odkryć, co wcale nie unoszą i nie dają powiewu wiatru w skrzydła, tylko zmuszają, by poczuć, jak twarde jest podłoże, po którym przechodzisz przez kolejne dni, zdarzenia, realcje.
Były sznurki, które obcinałam jeden za drugim, wypuszczając balony frustracji w siną dal, a one wracały jak wierne psy prosto pod moje stopy o paznokciach w kolorze nr 151.
Były piosenki Dąbrowskiej i Hey’a słuchane w te i z powrotem z tym dławiącym uczuciem w gardle, że ktoś znów tak dosadnie, do każdej nuty, słowa, do kości. 

Tak, jak rok rocznie będę rozpływać się w smaku arbuza, tak samo, jak mantrę, będę powtarzać, że czerwce mają w sobie coś z ostateczności. Może więc to samospełniająca się przepowiednia kończy absurdalnie i niezauważalnie wymęczone historie, które już nikogo nie obchodzą. I jak przez dziurkę od klucza widzę, że w tych końcach są początki, a może nawet i środki, dopiero co odkryte, żyjące swoim biegiem. 
Choć z modą łączy mnie wielkie nic, to przez Fashion Week dostałam wrzodów żołądka i wystawiona na kolejną próbę, pękłam, tuż przy ściegu cierpliwości, falą zmęczenia i purpurowej złości w pociągowym wagonie nr 11. Za oknem padał deszcz a pan ze środkowego fotela niezwykle uprzejmie udawał, że moja złość, nie wylała się tuż przy jego mokasynach. 
Najchętniej pochowałabym wszystko w pudełka. Pozbierała rozsypane emocje i posklejała w całość. Oddzieliła niepotrzebne od ważnego. Ułożyła sprawy, tak jak książki, kolorami okładek. Otoczyła ludzi wiarą i nadzieją. Ułożyła jedno na drugim, zamknęła na klucz. I poszła spać.
A prawda wygląda tak, że z plikiem skierowań w ręce marzysz, aby ze wszystkich chorób świata, w twoim przypadku, chodziło tylko o złamane serce.

6 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *