Blog

the end

Post doprowadzony do ostatniej kropki. Kursor miga niecierpliwie w ramce “tytuł posta”. 
To nie tak, że nie mam koncepcji. Mam dwa warianty i nie wiem, jaki wybrać. 
Waham się pomiędzy “Patience” a “The End”. Bo post i o końcu i o cierpliwości co w zasadzie wyklucza się wzajemnie. 


“Patience” ma formę otwartą, daje przestrzeń do działania, zostawia jakieś furtki, jest wielokropkiem. “The End” ma formę zamkniętą. Jest kropką. Nie pozostawia niedomówień i wyjść ewakuacyjnych. “Patience” ma w sobie ciepło i nadzieję, “The End” zadaje cios i sugeruje złe scenariusze. 
Wpisuję “The End” nie kierując się wymową. 
Stwierdzam, że kolejny post z tytułem piosenki Gunsów, to już przesada, z tytułów piosenek The Doors nie czerpałam chyba nigdy – nawet na onetowym blogu. 
Stało się: “The end”. 
Ale to nie będzie mroczny koniec.

Mam swoje granice na wyciągnięcie ręki. Mogę je dotknąć, prześledzić ich fakturę opuszkiem palca.Wiem też, że mogłabym je trochę przesunąć dla dobra sprawy. Ale nie dla mojego. Mogłabym nie zmieniać nic. Cierpliwie i pokornie dostosowywać się bez żadnych pretensji. Ale widzę swoje granice. I one mówią do mnie: możesz nas przesunąć, jesteś przecież cierpliwa i wyrozumiała. Jedyne kogo zawiedziesz to ty sama. Przesuniesz nas, będziesz przesuwać cały czas, bo masz na to siłę i jesteś cierpliwa.

Podobno jestem też dzielna. Może. Na pewno wytrzymała. I mogłabym wytrzymać jeszcze więcej ale już nie chcę.
Kończy się kilka etapów. Zupełnie naturalnie i nie jest mi ich żal. Zaczną się okresy przejściowe, wcale niełatwe, w których jeszcze więcej cierpliwości będzie potrzebnej. Ta cierpliwość też się znajdzie.  Nie boję się. Widzę szerszą perspektywę.

Etap czystej wiedzy o tym, że coś się musi skończyć mam już za sobą. Przebrnęłam też przez nadużywanie cierpliwości. Teraz podejmuję decyzję i nadchodzi czas realizacji.

Czas przeciąć kilka sznurków krępujących ruchy. I choć zmianie zawsze towarzyszy lęk, choć czasem nie mieści się ona w głowie, to z czasem okazuje się, że była niezbędna, choć trudna. Bo odrywanie się od schematów boli tak, jak powolne zrywanie plastra.

Przyjmuję to wszystko z nieznanym mi wcześniej spokojem. Bo wiem, że dzięki tym końcom, paradoksalnie ruszymy na przód. Oswajam je, zaczynam akceptować i się z nimi zaprzyjaźniać. Będą dla naszego dobra. All we need is just a little patience.
Nie mogę przecież myśleć, że jeśli coś się zdarza to po to tylko, aby mnie skrzywdzić.
Zresztą kończy się też etap podejmowania decyzji bez mojego udziału, bezczynnego trwania, zawieszenia.
Takie końce pozwalają zobaczyć więcej.
Teraz tylko cierpliwie, krok po kroku, trzeba iść nie oglądając się zbyt często za siebie.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *