
wizje
Bardzo roztropnie jest wątpić. | Voltaire
Są rzeczy niezmienne.
Jak nieumiarkowane umiłowanie do sukienek wszelakich. Oglądanie starych filmów w chorobie. Pisanie w myślach listów do paru osób z życia, z wiarą, że gdzieś podświadomie słyszą mój głos i czują moją energię. Miłość do mocnej kawy i cierpkiego wina. Zdjęcia stóp.
Jak i to, że gdy piszę o wyjściu z formy, blokadzie i zagubieniu sensu pisania, to dobę później w głowie synchronicznie piszą mi się trzy posty między sygnalizatorami świetlnymi i zapominam skręcić w odpowiednią drogę.
Między tym wszystkim co oferuje świat zewnętrzny, w mojej głowie roją się wizje i historie. Całkiem realne i takie poza kontekstem. Wraz z nimi rośnie obawa, że nie dam rady schwycić ich za ogon, a słowa, w które będę próbowała je objąć, będą tylko marnym powidokiem.
Gdy wychodziłam z formy, to zahaczyłam ramieniem o bunt, że uległam iluzji głośnego krzyku, a przecież wszyscy wiemy, że nie potrafię głośno powiedzieć, że coś robię i że nie jest to takie najgorsze. Głupi eksperyment pokazuje, że biust jest tylko trochę bardziej ciekawszy od architektury. To buduje. Lament nad cięciem zasięgów nie ruszył mnie wcale, bo w moim przypadku Zuckerberg nie ma czego ucinać. I to też buduje.
Kiedyś po prostu pisałam i nie myślałam o grupach docelowych, rankingach i optymalizacjach.
Zatęskniłam za treścią, autentycznością i prostotą.
W szkole nie byłam popularna. Miałam coś cenniejszego: byłam lubiana i ceniona. Zapadałam w pamięć. Niespodziewanym uśmiechem, zdaniem wwiercającym się w głowę i ciętą ripostą. Nie upodabniałam się do nikogo i nie zabiegałam o względy. Czemu w pisaniu miałoby być inaczej? Jestem przecież dziewczyną z sąsiedztwa.
#serendipity jest wtedy, gdy wątpisz w to, co robisz i dostajesz potwierdzenie, że robisz to dobrze. Albo wtedy, gdy wpadasz na dawno niewidzianego znajomego i odpowiadając na typowe co słychać? uświadamiasz sobie, że w gruncie rzeczy jesteś cholerną szczęściarą. Gdy wiesz, że każdego dnia robisz komuś dzień, często czymś zupełnie drobnym. Że twoje prawdziwe zasięgi są dużo większe, mimo iż introwertyczne, i nikt ich nie zetnie.
I znów słowa płyną same, do ucha przyklejają się dobre dźwięki, a najlepszy parkiet w tym mieście, to podłoga mojej kuchni.

